poniedziałek, 19 listopada 2012

11. Zła Ziemia

Rozdział XI

Zła Ziemia

Tama szła ze zwieszonym łbem przez zniszczoną, Lwią Ziemię. Wszędzie było pusto, ani żywej duszy na szarym, smętnym horyconcie. Właściwie, życie też było smętne. Rodzisz się, a potem wszystko się psuje; tracisz to rodzinę, to przyjaciół, aż w końcu nie masz nikogo.
Tak właśnie się teraz czuła. Wszyscy ją zostawili, i to zostawili z masą problemów i zmartwień. A sama sobie nie poradzi.
Każda rzecz na świecie straciła dla niej sens. Przyjęła tyle ciosów, że nie wiedziała czy po tym się pozbiera. 
Przysiadła na krawędzi jakiegoś urwiska. Przez chwilę rozważała dokładnie, czy nie rzucić się w dół. Lecz jednak zadecydowała, że nie. Padła na ziemię, a głowę ułożyła na swych delikatnych łapach. 
Nie mogła powstrzymać łez, które przez ten cały czas gromadziły się w jej oczach. W następnej chwili, tak po prostu rozkleiła się jak dziecko. 
-Mimo tego, że nie wiem czemu płaczesz, proszę...rozchmurz się. - usłyszała głos. 
Gwałtownie odwróciła głowę, a łzy przestały wypływać jej z oczu. Ujrzała Chumviego, siedzącego tuż obok niej. Nie wiedizała nawet, czemu wcześniej go nie zauważyła. Może dlatego, że był prawie niewidoczny na tle ciemnego nieba ?
-Och...witaj - szybko otarła łzy, lecz i tak wiedziała, że na nic się to nie zda. Lew i tak widział płacz.- Co cię tu sprowadza ?
-Chyba to samo, co i ciebie - zmartwienia. Mów pierwsza.
Tama jeszcze parę razy pociągnęła nosem, i wydusiła z siebie :
-Ja...ja jestem...w ciąży z Malką.
-CO ?! -wykrzyknął Chumvi. Nie spodziewał się takiej wiadomości, wprost go zamurowało. - Jak ?!
-Na pewno wiesz, jak się robi dzieci - zarumieniła się lwica. - Ech... byłam razem z nim na niewielkiej polanie, obserwowaliśmy gwiazdy... i on coś do mnie szepnął, ja polizałam go po poliku...i...i...
Urwała. Chumviemu serce waliło jak młot. Tama znów wybuchnęła płaczem.
-On mnie zostawi ! - załkała. - Porzuci, porzuci z naszym dzieckiem !
Ukryła twarz w łapach. Chumvi delikatnie położył swoją łapę na jej karku.
-Ciii...wszystko będzie dobrze.
Pokręciła przecząco głową.
-Kochasz go ? - zapytał lew, a ona spojrzała na niego jak na wariata.
-Pewnie...-szepnęła.
-To dobrze. - zwrócił swoje oczy spowrotem na gwieździste niebo. - Bo on kocha ciebie.
***
Chumvi przechadzał się pewnej nocy po Lwiej Ziemi. Myślał o Skazie. O tym, jak rządzi. Czy mają jeszcze szansę na wybawienie ? 
-Chumvi ! - usłyszał. 
Odwrócił się i ujrzał lwicę o imieniu Agura, która podawała się za jego babcię. Chciał szybko wymyślić jakąś wymówkę, ale mu sie nie udało. Agura była już obok niego ( jak na lwicę w podeszłym wieku, poruszała się całkiem sprawnie) . 
-Nie mieszkasz na Lwiej Skale ? - zapytał zdziwiony. - Wszystkie lwy na Lwiej Ziemi zmuszone są teraz podlegać Skazie, a ty...
-Ale ja nie mieszkam na Lwiej Ziemi. Z resztą, sama ci pokażę. Choć. 
Poprowadziła go przez wyschniętą rzekę po granicy, aż doszli do długiego i wąskiego pnia. 
Przeszli po nim na drugą stronę koryta rzeki . Wkroczyli na wzgórze, a zaraz potem wbiegli na obszerną równinę, rozciągającą się na kilkaset kilometrów. 
Ziemia ta była pewna wyschniętej trawy, różnorodnych drzew. Tu i ówdzie znajdowały się wielkie głazy, na których ucinały sobie drzemkę inne lwy.
Agura poprowadziła go do wielkiej termitiery, a tam zapoznała z Gizą i Hatarim - przywódcami, oraz z Fuvu  - wielkim i potężnym lewm.
-Zbieramy armię już od dawna. - powiedziała Agura. - I czekamy tylko na wystarczającą ilość członków. Wtedy złożymy Skazie i jego kompanom niezapowiedzianą wizytę. 








                                              (od lewej ; Hatari, Giza. )


{zdjęcie Fuvu nie chciało mi się wgrać, więc macie go TU }

wtorek, 13 listopada 2012

10. Rola pocieszyciela

Rozdział X 



Rola pocieszyciela


Sarabi poruszyła się niespokojnie. Drżała na całym ciele, zaciskała mocno powieki. Przewracała się co chwilę z boku na bok, mrucząc czasem coś pod nosem. 
Dziś wieczorem, znalazła całkiem przyjemne miejsce. Ba, chyba najpiękniejsze, jakie widziała od przejęcia tronu przez Skazę. 
Było tam od groma miękkiej, cudownej trawy, w której ułożyła się wygodnie przed snem. Miała tam niebo jak na dłoni ; ciemne niczym smoła, upstrzone gwiazdami. Bardzo lubiła patrzeć na nieboskłon nocą. To właśnie robiła z Mufasą...
Ocknęła się gwałtownie, otworzyła przestraszone oczy. To właśnie on był w jej śnie, on. Jego martwe ciało. 
To był okropny widok. Były król, już nie tak wspaniały jak wcześniej - grzywa ubrudzona kurzem, smutna mina, okropne rany na ciele. 
Ze wspomnień wyrwał ją błysk światła. Nie wiedziała dokładnie, skąd ów światło dochodziło, jednak było to naprawdę dziwne. Więc nasłuchiwała. 
Minęło dość sporo czasu. Na horyzoncie powoli zaczęły pojawiać się smugi światła, mieniące się różnymi kolorami. Nie wstając, zmrużyła oczy. 
Zobaczyła powoli zbliżającego się do niej rosłego, białego lwa. Wstrzymała na chwilę oddech. Szedł ku niej. Jej zmarły partner.
Nim zorientowała się, że to jest tylko duch, znikome wspomnienie, z jej oczu zdążyły polecieć łzy, lecz on tylko uśmiechał się - tajemniczo, jak na swój sposób.


***
Chumvi wyszedł dziś z groty bardzo wcześnie. Towarzyszył mu jego najlepszy przyjaciel - Malka. Oboje nie chcieli znosić porannych krzyków Ziry, więc woleli od razu opuścić Lwią Skałę. 
Niebo miało odcień szarości, gdyż wschód słońca dopiero się zbliżał.
-Chumvi? - zapytał nagle lew o złotej sierści. 
-Mhmm? - odparł drugi lew na znak, że słucha.
-Kochasz Kulę?- pytanie to padło szybko, z nienacka. Czekoladowo-grzywy lew nie wiedział co powiedzieć. Chyba tak...lecz zapomniał o tym już dawno; odkąd Lwią Ziemią rzadzą hieny, traktował ją jak zwykłą przyjaciółkę, czy nawet jak własną siostrę. Od czasu śmierci Mufasy, nigdy nie pomyślał o tym w ten sposób.
-Ja...
Nie dokończył. Jeśli nie jest się pewnym swoich uczuć, lepiej niech nic nie mówi.
Dotarli wreszcie nad wodopój - teraz można by to nazwać po prostu wyschniętym zagłębieniem . Tam czekali na dziewczyny (które, nawiasem mówiąc, ciągle się spóźniały). Następnie, całą paczką szli w góry, gdzie mieszkały najstarsze lwice ze stada. Lwice te zorganizowały Ruch Oporu przeciwko Skazie. Na ich czele stała Sarabi, mimo straty dwóch bliskich osób, wciąż miała swój honor i nigdy nie dawała się hienom czy zwolenniczkom swojego szwagra.
Chumvi nagle zdał sobie sprawę, że tym razem lwice przyszł wcześniej i... że płaczą.
Zamurowało go, podobnie jak Malkę. Podbiegli do nich szybko i zaczęli wypytywać co się stało . Kula pierwsza zaczęła mówić:
-Nala...ona...-nie usłyszeli odpowiedzi, bo następne słowa zagłuszyła szlochem .
Czerwonookiemu serce ścisnęło, widząc rozpłakaną Kulę. Malka szybko przytulił Tamę, a ta otarła łzy. Lew poprosił ją, by powiedziała.
-No więc... - zaczęła, po czym głośno pociągnęła nosem. Mimo to, kontynuowała - zeszłej nocy, Nala nie mogła zasnąć. Udała się do Rafikiego, a ten jej powiedział...powiedział...och ! Malko, on jej powiedział, że Simba żyje !
Chumvi wstrzymał oddech, natomiast drugi lew wydał zduszony okrzyk. Kula zaczęła jeszcze mocniej płakać, natomiast Tama powstrzymała się od łez.
-A ona głupia mu uwierzyła...i pobiegła...A to przecież nie może być prawdą...-szepnęła, i tym razem z jej orzechowych oczu popłynęła łza. Malka natychmiast objął ją. Nad jej ramieniem kiwnął głową na Chumviego; miał taką okazję, by zbliżyć się do Kuli...
-Em...przykro mi z powou Nali . - powiedział . Starał się ją jakoś przytulić, ale to było takie...niezręczne. Tak bardzo, że w końcu tego nie uczynił.
-Lwiej Ziemi już nic nie pomoże - zasmuciła się lwica.
-Nie mów tak... na pewno tak nie będzie, musimy nie tracić nadziei, i nadać naszym myślom trochę optymizmu .
Natychmiast skarcił się w duchu. Jak mogą być optymistami, gdy wokół panuje szarość .
-Ch...chyba masz rację. Nigdy nie można tracić nadziei, bo bez niej nie wytrwał jeszcze nikt. Świetny z ciebie przyjaciel.
Wtuliła się w jego ciemne zaczątki grzywy. Mimo tego w uszach huczały mu słowa lwicy - ''przyjaciel'' .
''Tylko przyjaciel.'' - dodał w myślach.

_________________________
Nie będę pisał kolejnych przeprosin, bo właściwie piszę je od jakiegoś czasu pod każdym postem >.>
No ale, sami rozumiecie, nie mam czasu by siedzieć na kompie 24h i pisać. Mam tylko nadzieję, że nikt nie czeka na te notki, które pojawiają się tak rzadko.
Jeśli jednak tak, gratuluję temu komuś cierpliwości.