Rozdział XI
Zła Ziemia
Tama szła ze zwieszonym łbem przez zniszczoną, Lwią Ziemię. Wszędzie było pusto, ani żywej duszy na szarym, smętnym horyconcie. Właściwie, życie też było smętne. Rodzisz się, a potem wszystko się psuje; tracisz to rodzinę, to przyjaciół, aż w końcu nie masz nikogo.
Tak właśnie się teraz czuła. Wszyscy ją zostawili, i to zostawili z masą problemów i zmartwień. A sama sobie nie poradzi.
Każda rzecz na świecie straciła dla niej sens. Przyjęła tyle ciosów, że nie wiedziała czy po tym się pozbiera.
Przysiadła na krawędzi jakiegoś urwiska. Przez chwilę rozważała dokładnie, czy nie rzucić się w dół. Lecz jednak zadecydowała, że nie. Padła na ziemię, a głowę ułożyła na swych delikatnych łapach.
Nie mogła powstrzymać łez, które przez ten cały czas gromadziły się w jej oczach. W następnej chwili, tak po prostu rozkleiła się jak dziecko.
-Mimo tego, że nie wiem czemu płaczesz, proszę...rozchmurz się. - usłyszała głos.
Gwałtownie odwróciła głowę, a łzy przestały wypływać jej z oczu. Ujrzała Chumviego, siedzącego tuż obok niej. Nie wiedizała nawet, czemu wcześniej go nie zauważyła. Może dlatego, że był prawie niewidoczny na tle ciemnego nieba ?
-Och...witaj - szybko otarła łzy, lecz i tak wiedziała, że na nic się to nie zda. Lew i tak widział płacz.- Co cię tu sprowadza ?
-Chyba to samo, co i ciebie - zmartwienia. Mów pierwsza.
Tama jeszcze parę razy pociągnęła nosem, i wydusiła z siebie :
-Ja...ja jestem...w ciąży z Malką.
-CO ?! -wykrzyknął Chumvi. Nie spodziewał się takiej wiadomości, wprost go zamurowało. - Jak ?!
-Na pewno wiesz, jak się robi dzieci - zarumieniła się lwica. - Ech... byłam razem z nim na niewielkiej polanie, obserwowaliśmy gwiazdy... i on coś do mnie szepnął, ja polizałam go po poliku...i...i...
Urwała. Chumviemu serce waliło jak młot. Tama znów wybuchnęła płaczem.
-On mnie zostawi ! - załkała. - Porzuci, porzuci z naszym dzieckiem !
Ukryła twarz w łapach. Chumvi delikatnie położył swoją łapę na jej karku.
-Ciii...wszystko będzie dobrze.
Pokręciła przecząco głową.
-Kochasz go ? - zapytał lew, a ona spojrzała na niego jak na wariata.
-Pewnie...-szepnęła.
-To dobrze. - zwrócił swoje oczy spowrotem na gwieździste niebo. - Bo on kocha ciebie.
-Och...witaj - szybko otarła łzy, lecz i tak wiedziała, że na nic się to nie zda. Lew i tak widział płacz.- Co cię tu sprowadza ?
-Chyba to samo, co i ciebie - zmartwienia. Mów pierwsza.
Tama jeszcze parę razy pociągnęła nosem, i wydusiła z siebie :
-Ja...ja jestem...w ciąży z Malką.
-CO ?! -wykrzyknął Chumvi. Nie spodziewał się takiej wiadomości, wprost go zamurowało. - Jak ?!
-Na pewno wiesz, jak się robi dzieci - zarumieniła się lwica. - Ech... byłam razem z nim na niewielkiej polanie, obserwowaliśmy gwiazdy... i on coś do mnie szepnął, ja polizałam go po poliku...i...i...
Urwała. Chumviemu serce waliło jak młot. Tama znów wybuchnęła płaczem.
-On mnie zostawi ! - załkała. - Porzuci, porzuci z naszym dzieckiem !
Ukryła twarz w łapach. Chumvi delikatnie położył swoją łapę na jej karku.
-Ciii...wszystko będzie dobrze.
Pokręciła przecząco głową.
-Kochasz go ? - zapytał lew, a ona spojrzała na niego jak na wariata.
-Pewnie...-szepnęła.
-To dobrze. - zwrócił swoje oczy spowrotem na gwieździste niebo. - Bo on kocha ciebie.
***
Chumvi przechadzał się pewnej nocy po Lwiej Ziemi. Myślał o Skazie. O tym, jak rządzi. Czy mają jeszcze szansę na wybawienie ?
-Chumvi ! - usłyszał.
Odwrócił się i ujrzał lwicę o imieniu Agura, która podawała się za jego babcię. Chciał szybko wymyślić jakąś wymówkę, ale mu sie nie udało. Agura była już obok niego ( jak na lwicę w podeszłym wieku, poruszała się całkiem sprawnie) .
-Nie mieszkasz na Lwiej Skale ? - zapytał zdziwiony. - Wszystkie lwy na Lwiej Ziemi zmuszone są teraz podlegać Skazie, a ty...
-Ale ja nie mieszkam na Lwiej Ziemi. Z resztą, sama ci pokażę. Choć.
Poprowadziła go przez wyschniętą rzekę po granicy, aż doszli do długiego i wąskiego pnia.
Przeszli po nim na drugą stronę koryta rzeki . Wkroczyli na wzgórze, a zaraz potem wbiegli na obszerną równinę, rozciągającą się na kilkaset kilometrów.
Ziemia ta była pewna wyschniętej trawy, różnorodnych drzew. Tu i ówdzie znajdowały się wielkie głazy, na których ucinały sobie drzemkę inne lwy.
Agura poprowadziła go do wielkiej termitiery, a tam zapoznała z Gizą i Hatarim - przywódcami, oraz z Fuvu - wielkim i potężnym lewm.
-Zbieramy armię już od dawna. - powiedziała Agura. - I czekamy tylko na wystarczającą ilość członków. Wtedy złożymy Skazie i jego kompanom niezapowiedzianą wizytę.
(od lewej ; Hatari, Giza. )